Zabraniam kopiowania zdjęć i treści bez mojej zgody . Obsługiwane przez usługę Blogger.

Resibo olejek do demakijażu i balsam do ciała, czy warto?

by - 08:00:00


Kilka słów o kosmetykach..

O Resibo bardzo głośno w "Internetach", więc cieszę się, że mam okazję sama przekonać się na własnej skórze jak działają te cuda. Opakowanie od olejku jest fajne, można z niego zrobić etui na pędzle lub wrzucić tam kredki dla dziecka. Moja mała była nim zachwycona, więc podwójna radość. Kosmetyki Resibo są z wyżej półki cenowej, więc wiem, że wiele osób nie kupi ich ze względu na cenę, ale niektóre, wydajniejsze warto, bo rozkłada się nam to na kilka miesięcy. Kosmetyki są wegańskie i Cruelty Free, więc dla mnie to ogromny plus. Może nie wszystkie moje kosmetyki są wegańskie i CF, ale naprawdę większość jest. Zwracam na to uwagę, ale zdarza mi się kupować marki testujące bądź niepewne ( może nietestują, ale pewności niema ). Uzbierało mi się również sporo próbek innych kosmetyków Resibo, ale muszę skończyć otwarte kremy i napiszę mini opinię/pierwsze wrażenie o tych próbkach.


Olejek kosztuje 59 zł, ale jest niesamowicie wydajny, więc naprawdę warto zapłacić więcej. Swojego olejku używam już około miesiąca a zużyłam go naprawdę niewiele, myślę, że spokojnie starczy do pół roku. Ten olejek zmienił moje nastawienie do OCM. Próbowałam kiedyś OCM i myślałam, ze to nie dla mnie, ale okazało się, że jednak się polubiliśmy. Ten olejek jest zupełnie inny od tych z którymi zaczynałam przygodę i jest łatwiejszy w obsłudze. Ściereczka również jest dużo lepsza od tych, które miałam i to również zrobiło ogromną różnicę w komforcie używania olei do demakijażu. Używałam tego olejku naprawdę różnie, bo chciałam sprawdzić na co go stać i spisał się rewelacyjnie pod każdym względem. Zmywałam nim makijaż zarówno silikonowy jak i mineralny, poradził się z każdym a drogeryjny tusz do rzęs dla tego olejku to chwila. Niestety podczas zmywania drogeryjnych kosmetyków szmatka bardzo się brudzi i ciężko ją doprać, więc stwierdziłam, że makijaż lepiej zmywać normalnie a dopiero późnej poprawiać olejkiem, tak pasuje mi bardziej. 

Linum Usitatissimum Seed Oil ( olej lniany ), Vitis Vinifera Seed Oil ( olej z pestek winogron ), Crambe Abyssinica Seed Oil ( olej abisyński ), Persea Gratissima Oil ( olej z awokado ), Tocopherol ( witamina E ), Leptospermum Scoparium Branch/Leaf Oil ( olej manuka ), Parfum, Limonene ( substancje zapachowe ).

Owszem skład jest prosty i można zrobić podobną mieszankę samemu, ale tu są tak idealnie dobrane proporcje, że jestem w szoku. Są w nim same lekkie oleje, które zapychań nie powinny, ale jeśli tak się stanie to po demakijażu olejem możecie umyć twarz łagodnym żelem do mycia twarzy i problem zapychania z głowy.


Balsam kosztuje 59 złotych za 200 ml, więc naprawdę sporo. Zazwyczaj cena moich balsamów do ciała to góra 20 złotych, więc byłam niesamowicie ciekawa czy jest wart aż tyle. Jak zapewne wiecie walczę z rogowaceniem mieszkowym, więc balsam ma trudne zadanie aby mi się spodobać, bo musi również łagodzić podrażnienia i ten spisał się na medal. Nałożyłam go na noc na lekko pogorszony stan mojej skóry a rano większość stanów zapalnych była przygaszona, mniejsza. Przy kolejnych dniach zmiany były świetnie wyciszone, prawie niewidoczne, więc muszę stwierdzić, że jest wart każdej złotówki. Balsam dodatkowo przecudownie pachnie, chciałabym mieć takie perfumy. Przy takiej cenie fajnie by było gdyby balsam był całkiem wydajny i na szczęście tutaj tak jest. Na nogi wolę nakładać coś tańszego, bo nie są tak wymagające, ale próbowałam również nakładać balsam na całe ciało i wystarczy na nie naprawdę niewiele. Na całe ciało daję mu miesiąc do dwóch a na samą górę nawet trzy miesiące, więc całkiem dobry wynik jak na balsam do ciała. Niestety ja smaruję się dwa razy dziennie jeśli mam czas, więc u mnie pójdzie bardzo szybko. A czy skład jest wart aż tyle? Moim zdaniem pół na pół, ale zapłaciłabym za niego aż tyle, bo naprawdę cudnie działa.

Aqua ( woda ), Glycerin ( gliceryna ), Cetearyl Alcohol* ( alkohol tłuszczowy ), Propanediol* ( glikol roślinny ), Isoamyl Laurate*, Coco Caprylate/Caprate* ( emolienty ), Glyceryl Stearate Citrate* ( emulgator ), Aleurites Moluccana Seed Oil ( olej kukui ), Butyrospermum Parkii Butter ( masło shea ), Prunus Amygdalus Dulcis Oil ( olej ze słodkich migdałów ), Cetyl Esters ( emolient ), Caprylic/Capric Triglyceride* ( emolient ), Cocos Nucifera Oil ( olej kokosowy ), Crambe Abyssinica Seed Oil ( olej abisyński ), Pulmonaria Officinalis Extract ( ekstrakt z miodunki ), Gardenia Tahitensis Flower Extract ( ekstrakt z gardenii ), Panthenol ( prowitamina B5 ), Tocopherol ( witamina E ), Sodium Phytate ( chelator ), Glyceryl Caprylate* ( emolient ), Xanthan Gum ( zagęstnik ), Citric Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol ( konserwanty ), Parfum, Linalool, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Coumarin, Limonene, Amyl Cinnamal, Anise Alcohol ( składniki substancji zapachowej ).

Wiecie co jeszcze mnie zauroczyło w tym balsamie? Opakowanie, które pokazuje nam etap zużycia i to w jakiej fazie kochania balsamu jesteśmy, sprytne!


You May Also Like

0 komentarze