Płyn micelarny kosztuje 17,69 zł / 400 ml a esencja 15,99 zł / 200 ml, więc ceny są bardzo przyjemne. No tak opakowania są oczywiście z PAT, czyli plastiku, którego nie powinno się używać ponownie, ale po drogeryjnych kosmetykach się zbyt wiele w tej kwestii nie spodziewam. PAO obu to aż 6 miesięcy, więc naprawdę dobrze. Niestety Bielenda nie jest Cruelty Free, ale zdarza mi się czasem sięgnąć po kosmetyki tej marki.

Oba kosmetyki się u mnie sprawdziły rewelacyjnie, mam jeszcze wersje niebieskie to innego typu cery i jestem ich ogromnie ciekawa. Zacznijmy od płynu micelarnego, wiecie jak powinno się używać płynu micelarnego? Płyn micelarny do silikonowego makijażu to za mało, więc gdy zmywam silikony najpierw używam płynu dwufazowego / mleczka ( drogeryjne dwufazówki są na silikonach, więc zupełnie bez sensu ) a poprawiam płynem micelarnym, który kończy demakijaż. Płynem micelarnym nie zmywam również oczu, wyjątkiem jest moment gdy mam naturalny tusz do rzęs, który bardzo łatwo się zmywa. Micel ma fajny, prosty skład i dużą pojemność co jest dla mnie plusem. Esencja to kosmetyk, który bardzo sobie chwalę, bo jest niesamowicie uniwersalny. Podobno tonizuje, więc używam go po myciu twarzy jako tonik. W składzie znajdziemy naprawdę wiele wartościowych składników, które cudownie nawilżają naszą skórę, ale powinniśmy po użyciu tej esencji nałożyć krem lub olej aby dać jej działać lepiej, stworzyć okluzję. Esencji używam również do nawilżania skóry głowy, nakładam ją po myciu na skórę głowy, świetnie radzi sobie z łupieżem suchym. Jeśli macie kręcone włosy i chcecie wzmocnić skręt możecie nałożyć esencje na długość włosów, mi rewelacyjnie wzmacnia skręt, ale dla lepszego efektu nakładam na nie jeszcze serum silikonowe.

Micel: Aqua ( woda ), PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides ( emulgator ), Panthenol ( prowitamina B5 ), Sorbitol ( alkohol cukrowy ), Sodium Hylauronate ( nawilża ), Allantoin ( łagodzi ), Disodium EDTA ( chelator ), Cetrimonium Bromide ( ma działanie bakteriostatyczne ), CI 17200 ( barwnik ).